Marzyłam o sałatce z fetą...po prostu za mną chodziła i chodziła :-)))
Wyobrażałam sobie małe delikatne, jedwabiste kosteczki pełne smaku i aromatu...rozpływające się w ustach i cudownie komponujące z chrupiącą sałatą...
Zadzwoniła do mnie moja siostra i zapytała co robię...powiedziałam , że myślę nad idealnym przepisem na wegańską fetę... a ona na to: robiłaś już karkówkę z glutenu, ser z ziemniaków, to fetę też wymyślisz...:-) Daj wodę z cieciorki, agar i olej kokosowy i będziesz miała swoją fetę...Chociaż było to bardziej żartem niż na serio...dała mi do myślenia i na kanwie tego szaleńczego pomysłu powstała ta oto wegańska feta :-)
Składniki:
1 opakowanie 180 g tofu naturalnego
woda z 1 puszki cieciorki
1 łyżeczka soli morskiej
1 łyżeczka agaru
2 łyżki oleju kokosowego
2 łyżki ciepłej wody
2 ząbki konfitowanego czosnku
Wodę z cieciorki ubić na sztywną pianę (tak samo jak pianę z białek).
Olej kokosowy zmiksować na idealnie gładką masę z tofu, ciepłą wodą, solą i agarem.
Kiedy masa "serowa" będzie już lekka i puszysta, wymieszać przy pomocy drewnianej łyżki z pianą z wody z cieciorki.
Masę przełożyć do wysmarowanej olejem kokosowym foremki (u mnie ceramiczna).
Piec pod przykryciem przez ok.120 minut w temperaturze ok.120 stopni C.
W trakcie pieczenia feta wygląda na całkiem płynną, dlatego piekłam ją aż tak długo...
Zastygła dopiero po ostudzeniu.
Nie dawałam wyższej temperatury, ponieważ nie chciałam aby feta się zrumieniła.
Odczekałam kilka godzin aby dobrze wystygła. Moim zdaniem już na tym etapie smakowała jak feta, dlatego spokojnie możecie używać jej do kanapek i sałatek już w tej formie. W temperaturze pokojowej będzie ją można smarować jak serek topiony, a schłodzoną w lodówce kroić na plasterki.
Ja marzyłam o marynowanej, dlatego pokroiłam ją w drobną kosteczkę i wrzuciłam do słoiczka wraz z macierzanką cytrynową i chilli. Zalałam oliwą z oliwek extra vergine i odstawiłam na noc do lodówki.
Moja upieczona feta była wystarczająco słona, dlatego jej nie dosalałam, spróbujcie ją na tym etapie, jeśli wolicie wersję bardziej słoną, to dodajcie do oliwy odrobinę soli morskiej.
Po nocy spędzonej w lodówce rano była fantastyczna, aromatyczna i w smaku całkiem podobna do jej niewegańskiego pierwowzoru :-)
Smacznego !!!